Do kawy w kapsułkach podchodziłam trochę jak pies do jeża.
Tu, gdzie mieszkam, jest jedna z najlepszych w Warszawie kawiarni, gdzie zwykle chodzę na poranne cappuccino. W domu korzystam z włoskiej kawiarki, a od czasu do czasu z Chemexa. Kawę kupuję w ziarnach i mielę odpowiednią ilość w domowym młynku. Mimo tego że piję jej całkiem sporo, nigdy nie udaje mi się zużyć całej paczki przed upływem terminu ważności, zwłaszcza gdy ziarna kupuję u dostawców, którzy sami przygotowują mieszanki i zalecają krótki czas ich przechowywania w domowych warunkach.
Osobiście lubię mocne, intensywne kawy, również wtedy, kiedy wybieram filiżankę cappuccino. Lubię smaki kremowe, aksamitne, o jak najmniejszej kwasowości. Lubię aromaty korzenne, orzechowe i czekoladowe. Nie lubię kaw smakowych ani syropów, którymi aromatyzuje się napoje kawowe. Najchętniej piję espresso macchiato, cappuccino i kawy lodowe: espresso połączone z całymi kostkami lodu, zimnym mlekiem i mleczną pianą.
Oprócz tradycyjnych kaw, czasami lubię kawowe napoje: np. Cafe cortado leche y leche, którą nauczyłam się pić na Teneryfie czy Espresso choc shot z gorącą czekoladą. W przypadku jednej i drugiej ważne jest dobre espresso. Reszta jest kwestią odpowiednich dodatków.
Kawa z kapsułek ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Ci drudzy twierdzą, że jedyna właściwa kawa to ta z ekspresu wysokociśnieniowego i do niedawna również należałam do tego grona.
Kilka tygodni temu dostałam propozycję przetestowania najnowszego ekspresu Umilk, wyprodukowanego przez Krupsa dla Nespresso.
Zakładałam, że kawa będzie "w porządku", sądziłam też, że raczej mnie nie zachwyci.*
Umilk ma minimalistyczny design, charakteryzuje się budową modułową - oznacza to, że pojemnik na wodę i ten do spieniania mleka można ustawić z boku albo z tyłu urządzenia tak, by zajmował jak najmniej miejsca i pasował do dowolnej powierzchni. Jego obsługa ograniczona jest do wyboru wielkości napoju: wystarczy włożyć do środka kapsułkę z kawą, przesunąć suwak, by otrzymać wybraną opcję.
Można wybrać spośród 18 rodzajów kaw kofeinowych (w tym cztery mieszanki aromatyzowane: wanilia, czekolada, karmel, czekoladowa z nutą owoców) i trzech bezkofeinowych. Nespresso dzieli kawy na 6 grup: Intenso, Espresso, Pure Origin, Lungo, Decaffeinatos, Variations Espresso.
Kawy podzielono ze względu na intensywność - od smaku łagodnego, oznaczonego symbolem 4, po intensywny (symbol 12).
Wyjątkowo smakowała mi mieszanka Indriya (z grupy Pure Origin) - połączenie Arabiki i Robusty z południowych Indii, w której można wyczuć nuty pieprzu, gałki muszkatołowej, korzeni i orzecha kokosowego. Stanowiła podstawę do mojego cappuccino.
Smakowała mi też kawa Dharkan (z grupy Intenso) - mieszanka Arabiki z Ameryki Łacińskiej i Azji. O jedwabistej i kremowej konsystencji i nutach kakao. Idealna na espresso macchiato.
A teraz coś o samym ekspresie. Jest niewielkich rozmiarów, waży 4 kilogramy, ma ciśnienie 19 bar i nagrzewa się w niespełna pół minuty.
Do wyboru ma trzy opcje kawy: ristretto, espresso i lungo. Ekspres zapamiętuje najczęściej wybieraną opcję kawy.
To, co szczególnie mi się podoba, to Aeroccino - specjalny kubek do spieniania mleka. Często spieniam mleko - moja córka lubi pić gorącą czekoladę albo mleko z miodem. Do tej pory korzystałam albo z ręcznego spieniacza do mleka na baterie albo z kubka ze specjalną dyszą.
W przypadku Aeroccino wystarczy wlać zimne mleko, nacisnąć przycisk, by po kilkunastu sekundach otrzymać spienione mleko o odpowiedniej do kawy, temperaturze. Można też wybrać opcję spienienia zimnego mleka, na lodowe napoje. Aeroccino jest bezgłośne - nic nie brzęczy i nie chlapie.
Po 9 minutach ekspres sam się wyłącza, dzięki czemu oszczędza energię.
* Testowanie ekspresu zaczęłam od kawy smakowej. Na początku parzyłam espresso, pamiętając o tym, jak ważna jest odpowiednia crema (o wszystkim na temat dobrego espresso pisałam tu: link), pojawiająca się na jego powierzchni. Następnie wypróbowałam mieszanki, które producent zaleca do przygotowania kaw mlecznych. I... wpadłam. Zamiast tradycyjnie wypijanej, jednej filiżanki, miałam ochotę wypić ich co najmniej kilka, by przekonać się, jak smakują pozostałe kapsułki. Kawy zdecydowanie się od siebie różniły, dzięki czemu dość szybko odkryłam te, które smakują mi bardziej od pozostałych. Przekonałam się też, że ta kawa nie ma nic wspólnego z kawą z kapsułek produkowanych wiele lat temu - lurowatą i byle jaką.
Jest świeża, intensywna, o odpowiedniej temperaturze i właściwej warstwie cremy. I zamiast jednej paczki kawy, którą żal wyrzucić w połowie, bo właśnie skończył się jej termin ważności, mogę kupować systematycznie kapsułki, których dziesięć kosztuje mniej więcej tyle, ile średniej wielkości kawa w sieciowej kawiarni.
Fani kawowych gadżetów, mogą do ekspresu dokupić akcesoria do podawania kawy - filiżanki, szklanki, łyżeczki, czy pojemniki do przechowywania kapsułek.
Puszyste drożdżowe racuchy
250 g mąki
20 g świeżych drożdży
50 g roztopionego, ostudzonego masła
250 ml mleka
2 jajka
20 g drobnego cukru
łyżeczka naturalnej esencji waniliowej lub cukru z prawdziwą wanilią
do smażenia: olej ryżowy
2 jabłka, obrane i pokrojone na małe kawałeczki
Drożdże wymieszać z cukrem, dodać 100 ml ciepłego (ale nie gorącego) mleka i łyżkę mąki. Odstawić na 15 minut.
Pozostałą mąkę przesiać do miski.
Jajka utrzeć z pozostałym cukrem i wanilią, następnie wlać do nich stopniowo resztę mleka i rozczyn drożdżowy, cały czas miksując.
Dodać masło i przesianą mąkę. Miksować na małych obrotach do czasu aż masa będzie gładka.
Naczynie przykryć ściereczką i odstawić do czasu, aż masa podwoi swoją objętość (zajmie to ok. godziny).
Dodać przygotowane wcześniej jabłka. Delikatnie wymieszać.
Na głębokiej patelni rozgrzać tłuszcz (do ok. 180 st C). Łyżką nabierać porcje ciasta i kłaść je na rozgrzanym oleju, delikatnie rozpłaszczając. Smażyć z obu stron po ok. 3 min z każdej strony.
Przełożyć na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem.
Podawać oprószone cukrem pudrem.
Smacznego!