Czasem się zastanawiam, co dzieje się z tymi wszystkimi kajzerkami, które ludzie z takim zapałem pakują w sklepach do torebek foliowych. Bo czego, jak czego, ale tego chyba niektórzy kupują naprawdę sporo.
W pieczywo zaopatruję się w sklepie raczej sporadycznie. Niewiele jest wypieków, które widząc, chętnie znalazłabym na swoim talerzu, choć cieszę się, że to się zmienia za sprawą nowych miejsc wypiekających naprawdę niezłe chleby czy bagietki. Bo choć byśmy próbowali i wmawiali sobie inaczej, prawdziwa bagietka wymaga odpowiedniego pieca i nie da się jej zrobić w domu tak, jak w piekarni.
Zdarza mi się, że wracam do domu ze świadomością, że czeka na mnie pusty chlebak, a ja wiem, że na pewno tego dnia nic nie upiekę. I odruchowo wchodzę do mojego spożywczaka i spośród tego, co tam widzę, staram się wybrać mniejsze zło, na "czarną godzinę". Los takich pojedynczych kajzerek zwykle jest taki sam: kończą jako bułka tarta albo moczę je w mleku i dodaję do kotletów rybnych.
Dzisiejsze kotlety podałam z lekko podsmażonymi warzywami (brukselka, czerwona papryka), do których dodałam czerwonego pesto i świeżego tymianku.
Kotlety rybne
1 kajzerka namoczona w mleku przez pół godziny i odciśnięta z płynu
1 duży filet np okonia nilowego
2 małe (lub 1 duże) jajka
sól (sporo) i pieprz do smaku
świeże zioła (tymianek i koperek)
1 duża cebula, pokrojona w piórka i uduszona do miękkości na oleju roślinnym
do panierowania: ok. łyżki mąki
do smażenia: olej roślinny (arachidowy, ryżowy, słonecznikowy, itp)
Rybę umyć, osuszyć dokładnie na papierowym ręczniku. Bardzo drobno posiekać albo zblendować. Połączyć z pozostałymi składnikami.
Kiedy masa będzie jednolita, przykryć ją i schłodzić przez godzinę w lodówce.
Z masy formować nieduże kotlety, obtaczając je w niewielkiej ilości mąki.
Smażyć na rozgrzanym oleju roślinnym (polecam też ryżowy lub arachidowy) po kilka minut z każdej strony. Podawać z ulubionymi dodatkami.