Kocham lato za to, że mogę jeść warzywa i owoce. Że smakują tak, jak nigdy przedtem, ani nigdy potem. Za pomidory, cukinie i chrupiące kalarepy. I za makarony z warzywami.
Dzisiejsze danie najlepiej smakuje na zimno, kiedy wszystkie składniki się połączą i będą miały okazję się "przegryźć".
Podczas pisania przepisów do mojej ostatniej książki o jabłkach, przekonałam się, jak fantastyczny to owoc, jak cudownie pasuje do innych składników. W zależności od potrzeb, jest miękkie i maślane, słodkie, kwaśne lub miodowe. Fantastycznie łączy się ze świeżymi ziołami, miętą, tymiankiem czy bazylią. W przypadku sałatek zależy mi na tym, by było kruche, średnio słodkie.
Tym razem podsmażyłam nasze polskie, jeszcze zielone i twarde papierówki i połączyłam je z tym, co akurat miałam w spiżarni.
Znalazłam trochę zapomniany przeze mnie ocet malinowy, który kiedyś przywiozłam z podróży i przypadkiem zrobiłam jeden z najlepszych makaronów. Na zimno. I choć wygląda niepozornie, jest naprawdę pyszny.
1 duży bakłażan pokrojony w kostkę 2 cm
2 średniej wielkości papierówki, ze skórką, ale wydrążone i pokrojone w kostkę 2 cm
4 łyżki oliwy z oliwek lub oleju słonecznikowego
makaron typu mie (lub inny, ale w miarę cienki)
sos:
3 łyżki octu malinowego lub jabłkowego
1 łyżka oleju sezamowego
sok wyciśnięty z 1/2 limonki
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
1/2 łyżeczki soli
1/4 cebuli, pokrojonej w drobniutką kosteczkę
listki świeżej bazylii
listki świeżej kolendry
Najpierw robimy sos: wszystkie składniki mieszamy w miseczce i odstawiamy.
Na patelni podsmażamy bakłażana, następnie zdejmujemy go z patelni, przekładamy na durszlak i solimy delikatnie.
Na tej samej patelni smażymy jabłko pokrojone w kostkę, zaledwie przez chwilę, by się trochę skarmelizowało, ale nie rozpadło. Dodajemy do bakłażana.
Bakłażana z jabłkami mieszamy z sosem. Odstawiamy na 10 minut.
Makaron mie gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu (zwykle makaron zalewa się wrzątkiem i odstawia na 5 minut, bez gotowania). Łączymy z bakłażanem, dodajemy bazylię i kolendrę.
Smacznego!