Nadchodzi najpiękniejsza pora roku. Zrywamy gałęzie forsycji, które po kilku dniach zaczynają kwitnąć zupełnie nie zważając na groźne radiowe przepowiednie powrotu zimy.
Nie ma zimy.
Jest wiatr o piątej rano, który przewraca na balkonie konewkę i doniczki, które przygotowaliśmy sobie poprzedniego wieczora, by siać w nich maciejkę i zioła.
Jest deszcz, który osiada na szybach regularnymi kroplami, w których co chwila pojawia się słońce uświadamiając mi, że pora chyba umyć okna.
Są spacery do parku, gdzie staruszki karmią gołębie, a my wystawiamy twarze do słońca.
I tęsknota za świeżymi, polskimi pomidorami, których nie chcą zastąpić nawet najdroższe pomidory z pobliskiego targu.
Przepadam za ciastami bananowymi. To jedne z niewielu, które potrafię sama zjeść do ostatniego okruszka, bez względu na to, czy są ciepłe, czy leżą na kuchennym blacie od wczoraj.
Czasem duet doskonały: banany i nutella przypominają mi o tym, by posmarować grubą kromkę ciasta kremem czekoladowym.
Za każdym razem próbuję zrobić je trochę inaczej, najchętniej jeszcze bardziej uprościć.
I już chyba prościej niż dziś się nie da. Spróbujcie :)