Na papierowych kartkach kalendarza zapisuję swój świat. W okienka pomiędzy godzinami wpisuję kolejne spotkania i uczę się załatwiać sprawy w pół godziny.
A kiedy mogę spotkać się z kimś na dłużej, umiem docenić każdą minutę, wypełniając ją potrzebną czasem ciszą i obecnością.
Siedzieć przy stole ramię w ramię, jeść razem kanapki i słuchać 25 najczęściej odtwarzanych piosenek z listy, która nieustannie się wydłuża.
Aż nadejdzie świt i trzeba wrócić do tu i teraz.
Pod moim blokiem stopniał śnieg, odsłaniając puste butelki po piwie i śmieci porzucone przez przypadkowych przechodniów i mieszkańców, którym film się urwał.
Mówię sobie: oby do lata, potem czekają na mnie zmiany.
Co jakiś czas prowadzę warsztaty kulinarne, na tyle rzadko, by za każdym razem czuć przed nimi tremę i niepokój.
A później wystarczy kwadrans, by cieszyć się z tego, że marzenia się spełniają, że można połączyć pracę i pasje, a potem się tym dzielić. Za każdym razem, kiedy to się dzieje, trochę temu wszystkiemu nie dowierzam.
Niektórzy przychodzą na kolejne i kolejne warsztaty. Bywa, że połowa uczestników to znane mi już twarze. I myślę o tym, jak wszystko się zmienia, jak świat wirtualny wkracza do realnego i że wcale nie trzeba uciekać od ludzi, bo są tacy, z którymi można rozmawiać z marszu, nawiązywać twórcze relacje.
Trwaj chwilo :)
Zupa soczewicowo-pomidorowa
100 g czerwonej soczewicy
1 średniej wielkości czerwona cebula, pokrojona w piórka
1 puszka pomidorów pelati
1 łyżeczka nasion kolendry, utłuczonych w moździerzu
1/4 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka nasion kminu indyjskiego, utłuczonych w moździerzu
1,2 l wody lub wywaru jarzynowego
2,5 cm kawałek świeżego imbiru, starty na tarce
szczypta chilli
1/4 łyżeczki cynamonu
2 łyżki świeżej kolendry
do podania: listki świeżej kolendry, sól do smaku
Wszystkie składniki umieścić w garnku i gotować ok. 40-50 min na bardzo malutkim ogniu, aż soczewica zmięknie.
W razie potrzeby całość zmiksować (ja nie miksuję, L)
Podawać z listkami kolendry.
Smacznego!