Pierwszy raz spróbowałam ich w małym toskańskim miasteczku. Przyjechaliśmy wczesnym popołudniem, by zjeść obiad.
Kelner sprawnymi ruchami nakrył stół wykrochmalonym białym obrusem, ustawił kieliszki do wina i wody i podał nam grissini - cieniutkie chrupiące paluszki, które łamaliśmy, następnie maczając w oliwie i occie balsamicznym.
Później widywałam je już wszędzie - cieńsze i grubsze, oprószone solą morską albo papryką. Niektóre były zawinięte w prosciutto.
Od czasu do czasu robię je w domu, ale jakoś nigdy nie miałam okazji umieścić ich na blogu. Więc nadrabiam zaległości.
Grissini można zrobić z dowolnego ciasta na pizzę. Czasem zostawiam kawałek ciasta i roluję z niego cieniutkie paluszki. Moim zdaniem im cieńsze, tym lepsze, ale to zapewne kwestia osobistych preferencji. Zwykle nie leżą dłużej niż dzień, ale tak naprawdę świetnie się przechowują, więc można je zawinąć w papier i schować do kuchennej szuflady.
Grissini
120 g mąki (ok. 3/4 szklanki)
1/2 łyżeczki drożdży instant (używam dr Oetkera)
1/2 łyżeczki cukru
1/2 łyżeczki soli
1/3 szklanki wody
2 łyżeczki oliwy + 1 łyżka do posmarowania ciasta
białko jajka
sól morska i rozmaryn
Wszystkie składniki zagnieść - można mikserem. Uformować kulę, posmarować ją łyżką oliwy i odłożyć do miski na 1 h do wyrośnięcia. Przykryć miske ściereczką.
Wyrośnięte ciasto rozwałkować na placek grubości pół centymetra. Ostrym nożem pociąć go na paski szerokości 1/2 cm. Każdy pasek delikatnie zrolować.
Posmarować białkiem jajka, posypać solą morską i rozmarynem. Ułożyć na blasze do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia.
Piekarnik nagrzać do 180 st C. Wstawić paluszki i piec ok. 10-12 minut.
Polecam pieczenie na kamieniu do pizzy: wowczas paluszki kładziemy bezpośrednio na rozgrzanym kamieniu i pieczemy krócej: 7-8 min, w zależności od stopnia nagrzania kamienia.
Smacznego!