Cały tydzień czekam na niedzielę. Wizja długiego wylegiwania się w łóżku, niespiesznego robienia śniadania, wyglądania przez okno, a przede wszystkim myśl, że dziś nic nie muszę i nigdzie nie wychodzę z domu, sprawia, że traktuję niedziele jak najlepszy prezent.
Ciężko przechodzę zimę w tym roku. Nie cieszy mnie śnieg, a poranne skrobanie szyb w samochodzie i śliskie drogi powodują, iż mam ochotę zakopać się pod kocem i przeczekać do wiosny.
Moja córka, podobnie jak ja, w weekend odsypia całotygodniowe poranne wstawanie. Wyleguje się w łóżku z książką i kotami, które jak dwa synchronicznie mruczące termofory dotrzymują jej towarzystwa.
Nie umiem się jednak nudzić. Kiedy już wyśpię się za wszystkie czasy, nadrabiam zaległości w gotowaniu dla przyjemności.
W zlewie rośnie sterta naczyń, ale co tam ;)
Racuchy to smak dzieciństwa. Tłuste i polskie wspomnienia, kiedy owinięte w cienką serwetkę wynosiłam je na podwórko, by dzielić się nimi z koleżankami.
Ostatnio mam fazę na ananasa. Połączyłam więc ananasa z ciastem drożdżowym, usmażyłam na patelni i podaję z cukrem cynamonowym. Do tego dobre espresso.
180 g mąki pszennej
15 g świeżych drożdży
150 ml ciepłego (ale nie gorącego) mleka
2 jajka
1 łyżka roztopionego masła
1/4 łyżeczki soli
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
olej roślinny do smażenia (używam arachidowego)
6-8 plastrów ananasa (jeśli używamy z puszki, musi być dobrze odcedzony, bez syropu)
Mąkę przesiać, połączyć z solą.
Jajka ubić z mlekiem i masłem, dodać pokruszone drożdże i wanilię, odstawić na 10 minut. Połączyć z mąką. Dokładnie zmiksować. Pozostawić do wyrośnięcia na godzinę, przykrywając miskę ściereczką.
Na patelni rozgrzać tłuszcz.
Plastry ananasa zanurzać w cieście przy pomocy łyżki, następnie kłaść je na patelni, odwracając, kiedy brzegi delikatnie się zrumienią. Dosmażyć na złoto z drugiej strony i szybko odkładać na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem, żeby osączyć je z tłuszczu.
Jeszcze ciepłe racuchy posypać cukrem pudrem wymieszanym z cynamonem.
Smacznego!